|
15.07 (sobota – dzień 17) Gonma
Lenistwo i odpoczynek, nie ruszamy się nigdzie, łapiemy rentgeny i zbieramy siły przed dalszą trasą. Suszymy zmoczony śniegiem ekwipunek. Ja wyglądam jak zombie – cała twarz spuchnięta, oczy jak szparki - nikt nie wie, dlaczego. Nie pomaga zyrtec ani panadol. Koło południa wpadł z wizytą Sering, sprawdzić, czy leniuchowanie dobrze nam idzie i czy przypadkiem nie przyjdzie nam do głowy zabawić tu dłużej. Wtedy też byliśmy naocznymi świadkami częstego tutaj o tej porze roku zjawiska - ze skalistej grani zwieńczającej dolinę potoku oderwała się potężna masa skalna. Huk, który temu towarzyszył przypominał wystrzał armatni. Kiedy podążyliśmy wzrokiem w stroną, skąd dochodził widzieliśmy już tylko tumany kurzu oblegające szczyt góry, u podnóża którego ta cała masa legła w gruzach. Udało się nawet zrobić zdjęcie. Przez cały dzień przez nasz obóz przewijają się grupy trekkingowe podążające w stronę Lingshed lub na Kiupa La. Jedna z powracających z trekkingu grup poganiaczy postanowiła zostawić tutaj konia - był tak wychudzony i sfatygowany, że na pewno nie pokonałby trasy powrotnej do Vanli.
Najpierw próbowali go sprzedać. Przychodzili gospodarze z Gonmy i Skyumpaty, oglądali konia z zewnątrz, zaglądali mu w zęby i odchodzili kręcąc głowami. Nawet za darmo nikt go nie chciał. Poganiacze zostawili go więc w dolinie na zasłużoną emeryturę. Ponieważ wszyscy okoliczni mieszkańcy byli mu przychylni, wierzę, że ostatnie dni zasłużonej emerytury spędzi pasąc się spokojnie u podnóża Gonmy, w zielonej dolinie potoku.
Dalej
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 10 odwiedzający (10 wejścia) tutaj! |
|