|
11.07. (wtorek – dzień 13) Hanupata
Wstajemy o 6 rano, by jak najwcześniej wyjść na trasę, ale oczywiście nam się to nie udaje i wyruszamy po ósmej. Sering, nasz przewodnik, kulbaczy osiołki. Dzisiaj mamy dojść do Hanupaty (3830m). Początek, do Phangila, - łatwizna. Trasa prowadzi wzdłuż rzeki, nowo budowaną drogą.
O tej porze idziemy jeszcze w cieniu rzucanym przez zbocza gór po prawej stronie drogi. W Phangila krótki popas. Dalej jest tak samo ładnie, a może jeszcze ładniej, ale coraz trudniej i nie ze względu na wysokość czy też wspinaczkę (na całej trasie może były ze 3 – 4 podejścia), ale upał i długość trasy dają w kość. Za mostem przerzuconym przez rzekę u podnóża Pękniętej Skały (to nasza nazwa) wkraczamy w wąwóz, którym będziemy iść w gorących promieniach słońca – żadna z jego ścian nie była w stanie rzucić nam skrawka cienia. W najmniej spodziewanym miejscu, wciśnięty między skałami i grzmiącym w dole potokiem, przycupnął namiot tea shopu.
Z zimnymi napojami!!! Do wioski Hanupata dochodzimy skonani. W samej wiosce droga się kończy w potoku, który spada z góry i przewala się przez podwórka położonych na zboczy gospodarstw. Nie ma tu żadnej ścieżki. Samą myśl, że trzeba się jeszcze gdzieś wspiąć, wydaje się być torturą. Naszą niepewność rozwiała stara kobieta, która nagle wyłoniła się zza krzaka i wskazała nam zniecierpliwiona (pewnie byliśmy kolejnymi napotkanymi w tym miejscu ciamajdami, które nie widziały, gdzie iść) kierunek – potokiem pod górę, a potem w lewo już będzie wyraźna ścieżka do „centrum” wsi. W sklepiku wypijamy colę i ruszamy (jeszcze pół godziny) na camping. W samej Hanupacie też można znaleźć nocleg na kwaterze – koszt noclegu w granicach 100-200 R.
Już na kampingu rozbijamy namioty nad potokiem i czekamy na Wojtka, który po drodze robi dużo zdjęć i raczej się nie spieszy. Tak już będzie do końca trekkingu.
Dalej
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 6 odwiedzający (6 wejścia) tutaj! |
|